poniedziałek, 28 sierpnia 2017

100 książek, które chcę przeczytać

Witam wszystkich hejtomaniaków. Dzisiaj trochę w innym stylu. Z braku zajęć postanowiłam ułożyć moją własną listę 100 książek, które chciałabym przeczytać. Wiecie, serie seriami, takie też na niej znajdziecie, ale nie zabraknie jednotomówek.  Także przechodzimy do meritum :

https://youtu.be/yCU8lBUERNY




















                                               

wtorek, 23 maja 2017

Hejt rośnie !

Dzisiaj wybiło nam równo 900 wyświetleń! Serdecznie wszystkim czytelnikom dziękujemy i obiecujemy powrót w wielkim stylu. Więcej opinii, większa aktywność oraz to co najważniejsze- więcej szczerości.  Do zobaczenia w nowym, wielkim stylu!

Jessebelle

sobota, 17 grudnia 2016

Legion samobójców naprawdę popełnił kinowe samobójstwo?

Suicide Squad czyli jak zrobić z najbardziej niebezpiecznych superzłoczyńców w dziejach legion samobójców..

   Ostatnimi czasy miałam problem odnośnie nowej recenzji (czy bardziej ofiary hatehunt). Nie wiedziałam czy ponownie wrócić do ukochanych przez wszystkich Power Rangers, za których to zabrała się Jessabelle (według mnie ocena 4/10 jest stanowczo zbyt wysoka jak na tych mocnych wojowników, którzy tak nawiasem mówiąc należą do uniwersum Marvela) czy zacząć coś zupełnie nowego. Można powiedzieć, że zupełnie przed chwilą przypomniałam sobie o produkcji, która powinna się znaleźć na tym blogu obowiązkowo. Tak więc, nie przedłużając zapraszam was do Gotham City.



  
   Suicide Squad czy też Task Force X to drużyna z uniwersum DC zrzeszająca superzłoczyńców, którzy mają szansę zrobić coś dobrego. DC w przeciwieństwie do Marvela, który króluje na wielkim ekranie może pochwalić się znacznie większą ilością rozpoznawalnych bohaterów. No, bo kto nie zna Batmana czy Supermana? Uniwersum słynie, także z legendarnych, a jednocześnie najbardziej kochanych czarnych charakterów, pośród, których znajdują się takie legendy jak catwoman, Harley Quinn czy niekwestionowany numer jeden na liście antagonistów - Joker. Podstawową różnicą między DC, a Marvelem jest charakter obu wydawnictw komiksowych. Bohaterowie Marvela są bardziej przyjaźni, a złoczyńcy przegrywają za każdym razem. Akcja toczy się w realnych miastach w przeciwieństwie do DC, które posiada niezliczoną ilość fikcyjnych miast, takich jak np. Gotham City, Central City czy Metropolis. DC jest znacznie mroczniejsze, brutalniejsze, a niektóre akcje przekraczają najśmielsze oczekiwania umysłu czytelnika, często mocno dezorientując (przykładem Killing Joke Alana Moore'a). Bohaterowie, a zwłaszcza złoczyńcy wciąż zaskakują swoimi zachowaniami, które w przypadku Jokera są coraz bardziej pochrzanione (co takich jak ja cieszy, ale ciii ;) ). Do tego Marvel praktycznie nie dopuszcza niepełnoletnich superbohaterów (wyjątkiem znany wszystkim Spider-man). DC natomiast uwielbia postacie sidekicków, czyli nastoletnich współpracowników pełnoprawnych superbohaterów (przykładem Robin, kid Flash, Superboy). Do tej pory DC królowało wśród seriali, a Marvel na wielkim ekranie. DC produkcje kinowe poświęcało jedynie Batmanowi i Supermanowi, zupełnie nie wykorzystując potencjału całej gamy innych postaci, zwłaszcza złoczyńców czy drużyn superbohaterów takich jak Justice League czy Teen Titans. Moim zdaniem ta druga drużyna mogłaby naprawdę zrewolucjonizować kino komiksowe i wprowadzić coś zupełnie nowego zamiast wystawiać przeciw Avengers JLA (w dodatku bez Green Lanterna, którego przyjaźń z Flashem jest jednym z ciekawszych i zabawniejszych wątków w komiksach o JLA, jak już chcemy kogoś usuwać to wymieńmy Aquamana na Green Arrowa!). Ale wracając, DC w końcu postanowiło stworzyć coś oprócz w kółko powtarzanych historii Mrocznego Rycerza (w, którym najciekawszym wątkiem jest Joker i Robini, których nie ma! No i Alfreda i Kobiety Kot nie można nie lubić..) i ostatniego Kryptonianina (nawiasem mówiąc nie był on ostatni -,- , Supergirl, General Zod itd.). Tak o to postanowiono w końcu wykorzystać legendarnych antagonistów i nakręcić Suicide Squad.

   Niestety Suicide Squad czy też po polsku Legion Samobójców (po co było to tłumaczyć lamusy?!) okazał się zawieść nadzieje fanów i wzniecić falę opowiadań o romansach Mary Sue z Jokerem lub pamiętników Harley Quinn (szkoda tylko, że pisarki tych ''dzieł'' nie widziały nawet filmu ''Dark Knight'', a braki w wiedzy uzupełniły na Wikipedii..). Podstawowym i kluczowym błędem jaki popełnili twórcy jest postać Jokera. Jeśli nie mieli o nim zielonego pojęcia to po cholerę go umieścili w filmie? Mogli najpierw przeczytać choć jeden komiks z jego udziałem!

Tutaj co robił Joker z Suicide Squadu,
gdy nie raził prądem Harley..
Tutaj jak Batman powinien wyglądać by
pasować do Jokera...


















Joker jest postacią, której dobre odegranie jest niesamowicie trudne, dlatego aktorzy, którzy nie mają pojęcia o psychice tej postaci i nie potrafią jej zrozumieć nie powinni pakować się w rolę zielonowłosego psychopaty. Wcześniej w rolę Jokera wcielało się trzech aktorów i kilku podkładało pod niego głos (najlepiej dokonał tego Mark Hamill, który swoim głosem i śmiechem czyni cuda z mrocznymi animacjami DC). Cesar Romero w serialu z lat 60, w którym Joker i Batman byli raczej śmiesznymi przebierańcami niżeli prawdziwymi komiksowymi postaciami, jednakże Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, dlatego też DC nie stworzyło od razu Batmana, Jokera i reszty takimi jakimi są dziś. Drugim tym razem już filmowym Jokerem został Jack Nicholson, który to już znacznie bardziej przypominał komiksowego klowna i podszedł do roli znacznie lepiej tworząc nawet własną skalę oceny (mówiono później, że coś ma np. 4 w skali Nicholsona), moim zdaniem jednak reżyser tamtejszej ekranizacji o przygodach Batmana nie nadawał się na twórcę komiksowego widowiska, Tim Burton jest znany ze swoich dziwacznych przedstawień w filmach, jest to bardzo korzystne dla genialnie stworzonej ''Alicji w Krainie Czarów'' jednak dla Mrocznego Rycerza i Robina okazało się to zgubne. Trzecim Jokerem, który wyniósł tego antagonistę do zupełnie nowego poziomu był legendarny Heath Ledger, który to zagrał Jokera po prostu genialnie. Nie mogę się przyczepić do niczego w jego roli. Aktor świetnie przygotował się do odegrania antagonisty Batmana, prowadził Dziennik Jokera, gdzie wczuwał się w mocno pogmatwaną psychikę postaci. Zamknął się na ponad miesiąc w hotelowym pokoju zupełnie izolując od świata zewnętrznego, do tego zupełnie zmienił wygląd Jokera, który to sam opracował. W przeciwieństwie do komiksowej wersji nie wpadł on do kadzi z chemikaliami, w której wybieliło mu skórę, zafarbowało włosy i sparaliżowało część mięśni twarzy wywołując upiorny uśmiech, ale uległ on w jakiś sposób wypadkowi w wyniku, którego ma rozcięte usta w typowy chelsea smile oraz nosi ikoniczny makijaż, który tak pokochali fani. Ledger często improwizował, dla przykładu scena z wybuchem szpitala, gdzie pierwsze naciśnięcie przycisku nie zadziałało do końca w rzeczywistości się nie udała, a aktor wiedząc, że nie będzie szansy na powtórzenie sceny improwizował. Do tego filmiki, w których Joker torturuje przebierańców są w całości wyreżyserowane i opracowane przez Ledgera. Cały film ma znacznie lepszy klimat i moim zdaniem jest to najlepsza dotychczasowa ekranizacja przygód Mrocznego Rycerza (tak, wliczając Batman vs. Superman..) i zdecydowanie najlepszy Joker. Niestety w wyniku do dzisiaj niewyjaśnionej tragicznej śmierci Heatha Ledgera nie mogliśmy liczyć na jego powrót w rebocie uniwersum kinowego. Część uważa, że to właśnie rola Jokera doprowadziła do jego przedwczesnej śmierci. Osobliwe jest to, że w Dzienniku Jokera napisał słowa ''Pa! Pa!'', a później znaleziono go martwego. W dodatku Jack Nicholson na śmierć Ledgera powiedział tylko ''Ostrzegałem go."


   Jared Leto - nasz nowy Joker (wiadomość z ostatniej chwili! Fanki Biebera masowo przerzucają się na Jareda!) miał więc ciężki kawałek chleba do zgryzienia. Jak nie wypaść gorzej od legendarnego Ledgera czy Nicholsona? Podobno, także przygotowywał się do swej roli. Przeczytał kilka książek o seryjnych zabójcach, ale i to nie pomogło, poza tym pewnie oglądał "Celebryci Mordercy", a nie ''Mechaniczna Pomarańcza''. Tak o to nie wiedzieć w jaki sposób Jared (który gra w zespole, wow.. uwaga! Fanki 1D i 5SOS dołączają do fanklubu Jareda!") wyglądając jak typowy metalowy członek zespołu z lat 80 został nowym Jokerem. Kiedy zobaczyłam Jareda polazłam na premierę Suicide Squad w bluzie z logo z Batmanem licząc, że ten, który także miał tam wystąpić złamie swoją zasadę i ujrzę zielonowłosego Jareda z batarangiem w skroni. Był moment kiedy wszyscy byli pewni, że nie żyje, a ja tańczyłam swój wewnętrzny taniec szczęścia, niestety w ostatniej tak bardzo przesłodzonej scenie, że niedobrze się robi Jared powrócił, a ja wściekła wyszłam z kina.

Harley Quinn przeżyła podobnie jak większość swój debiut na ekranie. Margot Robbie nie była pierwszą aktorką wytypowaną do tej roli, ale patrząc na Jokera to ona była tą lepszą z ich dwójki. Nie miała ona tradycyjnego stroju Harley, ani tego, który miała ona w komiksowym Suicide Squad, nad czym ubolewam, ponieważ została ona ucharakteryzowana na wzór Jareda Leto, a moim zdaniem w charakteryzacji z gry ''Batman: Arkham Knight'' wyglądałaby znacznie lepiej i może bardziej jak Harley Quinn, a nie gwiazdeczka z ''mroczniejszego'' filmu Disneya. Co do samej postaci i jej krótkiej genezy ukazanej na ekranie uważam, że mogłaby być znacznie lepsza, ale na to wpływ ma także Joker, który w filmie tym jest po prosu porażką na całej linii. Podstawową kwestią jest wrzucenie Harley do kadzi z chemikaliami, w większości komiksów nie występuje ten wątek, a była pani doktor maluje na biało tylko twarz, a jej włosy nie są w kolorach przedstawionych w filmie (blond jest bardziej wpadający w złoto, a końcówki lub połowicznie farbuje ona na; czerwono, czarno czy zielono, ale na pewno nie jest to różowy i niebieski!). Do tego Harleen została tam przedstawiona jak głupiutka zakochana nastolatka, a nie silna, pewna siebie kobieta jaką jest w komiksach, którą miłość do Jokera z początku przeraża, a później wciąż upiera się, że go leczy. Nie było nawet słowa o tym jak ciężko Harleen pracowała by osiągnąć swoją karierę, ani o tym, że jej ojciec był w więzieniu, a film określił ją tylko jako popieprzoną sukę.


Deadshot, w którego wcielił się Will Smith z wyjątkiem tego, że zwykle nie jest on czarnoskóry był zagrany naprawdę nieźle i na jakimś poziomie w przeciwieństwie do takiego Jareda (to, że twoje imię zaczyna się na tę samą literę co Joker nie znaczy, że możesz go grać! To nie ''Batman vs Superman'' , gdzie walka ''gladiatorów'' kończy się przyjaźnią, gdy dowiadują się, że ich matki mają tak samo na imię!). W serialu ''The Flash'' zrobiono właściwie to samo z Kid Flashem, który w komiksach był białym rudym nastolatkiem, a w serialu jest czarnoskórym studentem i przyszywanym bratem Flasha (od kiedy to do brata mówi się wujku?). W przeciwieństwie do Harley Quinn Deadshot zaliczył już swój pierwszy aktorski występ w serialu ''Arrow'', gdzie moim zdaniem był obok Deathstroke jednym z najlepiej odwzorowanych antagonistów. Historia Deadshota była naprawdę nieźle ukazana w filmie, zwłaszcza relacje z córką, które nawet mocniej niż w serialu były zaznaczone, a jest to ważna część tej postaci.



Enchantress grana przez Carę Delevinge jako jedna z nielicznych jest dobrze odwzorowana. Pomimo, że nie przepadam za samą aktorką, wybranie jej do tej roli było strzałem w dziesiątkę. Jej gra aktorska znacznie przewyższa Jareda, który to wcielił się przecież w numer 1!



Katana jest niby członkinią Suicide Squad, ale tak naprawdę to nie. Spada gdzieś na trzeci plan, a jej historia ogranicza się do zabitego męża, nikt nie wspomina, że miała ona także syna.. Jedynie w wersji rozszerzonej możemy ją zobaczyć bez maski. Podobnie jak Deadshot Katana zaliczyła już występ aktorski, także miało to miejsce w serialu ''Arrow''. Gra aktorska w serialu jak i filmie jest na bardzo podobnym poziomie. Nie jest ona zła, ale nie zachwyca i nie zaczynamy pałać do niej miłością.



Kapitan Boomerang jest no cóż.. Niby ma nas bawić jego chamskie zachowanie i fetysz do jednorożców, ale w praktyce jest on raczej takim drugoplanowcem, który może sobie jednocześnie być i może go jednocześnie nie być. Jednym słowem nie jest niezastąpiony. Kapitana Boomeranga, który w komiksach jest wrogiem Flasha (ten wątek w filmie przynajmniej został zachowany i przez kilkanaście sekund mogliśmy podziwiać nowego Flasha, chodź moim zdaniem serialowy znacznie bardziej by pasował do tej roli.. a jego nowy kostium jest głupawy..) można zobaczyć w serialu ''Arrow', gdzie jest wrogiem Zielonej Strzały (co przeczy komiksom, ale jak wiemy filmowcy traktują komiksy jak szwedzki stół, a nie scenariusz..). Ukazane postacie w filmie i serialu są swoimi kompletnymi przeciwieństwami, dlatego dość trudno rozstrzygnąć, który z nich był lepszy.


Diablo to postać, która podobnie jak Deadshot i Enchantress została odwzorowana naprawdę dobrze. Jego historia zajmuje tyle miejsca ile powinna i szczerze powiedziawszy dużo chętniej obejrzałabym film skupiający się na tej postaci i jej przeszłości niżeli o Harley Quinn. Niestety ginie w ogniu (serio? spalić kolesia, którego supermocą jest ogień? To może od razu zamrozimy Killer Frost, albo utopimy Aquamana?) zamiast zielonowłosego Jareda, który to powinien się tam znaleźć zamiast niego.



Killer Croc to moim zdaniem bardziej wypełniacz niżeli prawdziwa postać. Z jego historii wiemy jedynie, że uległ wypadkowi (bo nikt z nas by się przecież tego nie domyślił, prawda?) i tyle.. Żadnych relacji rodzinnych.. nic. To już Joker, który jest najbardziej tajemniczą postacią w historii komiksu ma w Suicide Squad bogatszą opowieść, a przecież nawet nie jest członkiem Task Force X.. W wersji rozszerzonej możemy się dowiedzieć, że nasz zabójczy krokodyl zjadł kozę, którą potem na wpół strawioną zwrócił w samolocie tylko po to by zjeść ją ''ze smakiem'' ponownie. Szczerze powiedziawszy dobrze, że tą scenę wycięto, bo akurat jadłam orzeszki.



Slipknot jest ostatnim formalnym (czytaj tym co ma bombę w głowie) członkiem Suicide Squad. Wiemy o nim tyle, że świetnie się wspina. Potem wybucha nim zdołamy się o nim dowiedzieć czegokolwiek więcej. Tej postaci nawet nie można ocenić, to tak jakby się chciało ocenić grę aktorską strażnika, którego zjada killer croc.



Rick Flagg grany przez Joela Kinnamana zalicza się do nielicznego grona dobrze odwzorowanych postaci w filmie. Jego relacje, które nawiązuje z członkami Suicide Squadu są ciekawym aspektem, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do całej reszty wydaje się on rozumieć kryminalistów i dostrzegać, że pod wieloma względami nie różnią się tak bardzo. Jako jedyny dostrzega ludzi, którzy dokonali w życiu złych wyborów, a nie seryjnych morderców i bezlitosnych kryminalistów. Ciekawym wątkiem jest jego romans z Enchantress, choć jest to typowe ''Zabij mnie by ocalić świat! - Ocalę ciebie zamiast świata!".



Amanda Waller, w której rolę wcieliła się Viola Davis jest podobnie jak jej komiksowy wzór wredną, bezlitosną dążącą po trupach do celu silną kobietą, która odpowiada za stworzenie Task Force X. Zaliczyła ona już swój aktorski występ w serialu ''Arrow'', gdzie właściwie była bardzo podobna do postaci filmowej Amandy. Myślę, że obie odwzorowania są na dobrym poziomie, a postać jest coraz bliżej komiksowego wzoru.


Podsumowując Sucide Squad to nie to czego się spodziewałam. Film miał duży potencjał, którego nie wykorzystał. Romans Harley Quinn i Jokera to klęska. Wielowątkowość filmu sprawia, że widz nie wie w którą stronę kierować oczy i komu właściwie kibicować. No bo kto jest tym złym w filmie o samych złych? Wiele postaci wbrew pozorom było naprawdę dobrze odwzorowanych, ale wysuwające się na pierwszy plan te słabe zakłócały nam ogólny widok filmu. Postać Jokera - coś na czym wszyscy się skupili tak na dobrą sprawę jest jedną z głównych przyczyn, jeśli nie główną porażki filmu, który gdyby losy potoczyły się inaczej, a Heath zdobyłby godnego następcę mógłby stanąć do walki z produkcjami Marvela takimi jak ''Avengers'' czy ''X-mani'', natomiast obecnie może stanowić konkurencję jedynie dla Deadpoola, którego budżet był kilkanaście razy mniejszy niż Suicide Squad.

A wy co sądzicie o Suicide Squad? Czy dla was to też prawdziwy Legion Samobójców?

                                                                                                     Niech hate będzie z wami!
                                                                                                         Imperatorka Hatewalker

niedziela, 20 listopada 2016

Mocni wojownicy, czy jednak coś więcej...


Witam wszystkich. Dzisiaj zajmiemy się trochę innym tematem niż zwykle. Ostatnio z Imperatorką wpadłyśmy na pomysł urozmaicenia naszego bloga. W końcu, do tej pory oceniałyśmy tylko nowości, lub dzieła dwudziestego pierwszego wieku. A przecież wcześniej również powstawały perełki książkowe i filmowe. Tak więc pewnego weekendu usiadłyśmy przed naszymi super sprzętami, zaopatrzone w duże kubki herbaty, drobne przekąski. I oglądałyśmy. Zapewne ciekawi was co takiego, zablokowało naszą zdolność do pisania wiarygodnych opinii na tym blogu, przez tyle czasu. Odpowiedź na  pytanie jest niestety nieunikniona, bo to temat tej recenzji. Zatem, zapraszam wszystkich do poznania moich wewnętrznych przeżyć po filmie „Power Rangers”.

Każdy już spotkał się kiedykolwiek z drużyną Power Rangers, może niekoniecznie filmową, ale tą serialową. Jeżeli jednak jest ktoś taki kto  z powyższym pojęciem nie miał styczności to postaram się mu je trochę przybliżyć. Historia rozpoczyna się kiedy to na Ziemi, a dokładnie w Stanach ( gdzie zresztą toczy się akcja większości filmów ) pojawia się Rita Odraza. Pewnie myślicie sobie, że jakaś  zwykła babka rości sobie prawa do panowania nad światem, ale uwierzcie mi rozpoznalibyście ją nawet w zapchanym ludźmi tramwaju. Mianowicie Rita  przypomina  swoim strojem  prawdziwych zamierzchłych Indian. Niebieskie berło mocy upodabnia ją coraz bardziej do czarnego charakteru, ale jest pewna cecha szczególna, której każdy zbir może jej pozazdrościć. No bo kto z ciemnej strony może pochwalić się świdrami wystającymi z piersi. Nie przypominam sobie takiej postaci.
Powracając już jednak do fabuły. Kiedy Rita Odraza razem ze swoją armią planuję przejąć władzę nad Ziemią, pojawia się i On. Obrońca dobra. Wielka zamknięta w szybie łysa głowa imieniem Zordon. Łeb wysyła na ziemie swojego robota aby wręczył „wybrańcom losu” specjalny sprzęt dzięki któremu będą mogli się zmieniać w ekstra wojowników. I tak oto formuje się drużyna marzeń i wybawców świata. W jej skład wchodzą :

Biały Ranger czyli Tommy Oliver, pseudo apacz. Ma dziwne relacje ze swoim ojcem i bratem. Sprawia wrażenie prawdziwego przywódcy, który liczy się ze zdaniem innych, ale prawda jest taka, że cały film kręci się tylko na jego historii.

Różowy Ranger aka Kimberly Hart. Ucieleśnienie prawdziwej kobiecości. W poprzednim wcieleniu na pewno była atomówką. Jest idealną partnerką dla pseudo Apacza. Inne rangerki nie dorastają jej do pięt, bo razem z Tommym są już duetem nie do pokonania.

Żółty Ranger to Aisha Campbell. Nie będę się wypowiadać o niej za dużo bo, również niewiele wiem. Zagrała w serialu najprawdopodobniej, aby utrzymać poprawność polityczną (zawsze gra ją murzynka)

Adam Park jako Czarny Ranger. Prawdziwa bomba wybuchowa. Połączenie jego azjatyckich korzeni, razem z tą dosyć oryginalną sztuką walki jaką pokazuję w całym filmie, utwierdza mnie w ocenie końcowej.

Czerwony Ranger - Rocky DeSantos. Zawsze chciał być liderem, ale przystopował z tym, na rzecz białego. I tak zawsze pokazywany jest jako ten główny. Prezentuje sobą  typowego amerykańskiego sportowca i kibola. Jednego z tych jakich możemy spotkać w filmach pokroju „High school musical”


I ostatni z całej ekipy, niebieski ranger czyli Billy Cranston. Oprócz tego, że jest kujonem, to niestety więcej informacji o nim w filmie nie ma.

Tak więc mamy już ekipę śmiałków której, zadaniem jest uratowanie świata przed ich największym wrogiem Ritą Odrazą. Znamy ich życiowego mentora Zordona. Wiemy jaki jest ich cel. Ale skąd wzięło się jakieś dziwne jajko w fundamentach nowo budowanego wieżowca. Dlaczego przez tyle lat przedmiot nie został uszkodzony, a jak tylko dotknęła go Rita Odraza to wypuścił ze swoich czeluści potwora gorszego od niej samej ? Kim był wcześniej Ivan Mazisty i dlaczego wielka głowa tak się przeraziła kiedy go zobaczyła? Dlaczego jakiś fioletowy, strzelający galaretą typ rani Zordona oraz zamyka Rite w pułapkę ?
Jak Power Rangers dadzą radę pokonać nowego przeciwnika i uleczyć ich życiowego przewodnika ? I co z tym wszystkim będą mieli wspólnego kobieta Tarzan i rodzina białego wojownika ? Aby poznać odpowiedź na te i wiele innych pytań, będziecie musieli dokładnie obejrzeć produkcje stworzoną przez Bryana Spicera. Teraz przejdźmy do opinii

Gra aktorska postaci była na wysokim poziomie. Spodziewałam się czegoś gorszego, ale na szczęście miło się zaskoczyłam. Nie mówię tutaj koniecznie o głównych bohaterach, a bardziej o pani Julii Cortez oraz o Paulu Freemanie. Naprawdę należą się wam brawa.

Efekty specjalne jak na film z 1995 roku nie powalały. Być może warto było skoncentrować się nie na ich ilości, ale na jakości. Ciągle przewijające się sceny walki zaczęły nużyć już w połowie filmu, a  sposób ich wykonania wołał o pomstę do nieba.

Muzyka i scenografia były ok. Nie zachwyciły mnie, ale też uważam, że mogły być wykonane staranniej.

Cóż więcej rzec ? Moja ocena to mocne  4/10. Jeżeli oczekujecie po tym filmie powrotu do czasów dzieciństwa i ponownego przeżycia przygody z Power Rangers jak za dawnych lat, lub jeśli macie chwilę wolnego czasu to stanowczo wam ten film polecam. Dlaczego oceniłam ten film tylko na cztery punkty, chociaż wyżej wyraziłam o nim dość pozytywne zdanie ? Ponieważ spodziewałam się po nim czegoś lepszego, ocenę punktową wyznaczyłam dzień po obejrzeniu, ale potrzebowałam czasu, aby dogłębniej przyjrzeć się niektórym aspektom produkcji. Po upływie miesiąca zauważyłam więcej zalet niż na początku.  Bardzo prawdopodobne, że ten wpis również kiedyś ulegnie zmianie.

Jessebelle

niedziela, 11 września 2016

Powrót do klasyków, czyli saga ''Zmierzch''..


Saga Zmierzch to czterotomowa saga książek napisana przez Stephanie Mayer. Na jej podstawie powstało pięć filmów pełnometrażowych, w których możemy podziwiać między innymi ''cudowną'' Kristen Steward, puchona Roberta Pattinsona oraz Taylora Lautnera, który zasłynął klatą prawdziwego wilkołaka.

Główną bohaterką całej serii jest nastoletnia Bella Swan, która przeprowadza się do małego miasteczka Forks, w którym jej ojciec pracuje jako szeryf. Cicha i zakompleksiona anty-fanka słońca od razu budzi zainteresowanie niesamowicie bladego, tajemniczego i ponoć przystojnego Edwarda Cullena. W nowej szkole poznaje grupę przyjaciół, w której składzie obowiązkowo znalazł się chłopak chętny do współdzielenia łoża z naszą główną bohaterką, w którym kocha się jej nowa ''psiapsiółka'' oraz Azjata, którego pobratymców możemy spotkać na dobrą sprawę w każdym miejscu na świecie. Do tego przyjaciel z dzieciństwa o indiańskich korzeniach imieniem Jacob, który od razu ląduje we frienzonie z Bellą.
W pierwszej części Bella poznaje mroczny sekret chłopaka, w którym zakochała się po uszy. Jest on bowiem...tam-tam-tam-tam..wampirem! Kto by się tego spodziewał po dziwnym, bladym i nic nie jedzącym kolesiu?

Oprócz tego cała przyszywana rodzina jej przyszłego męża (nie to nie jest spoiler, i tak wszyscy wiemy, że nie wybierze Jacoba) także należy do tego niesamowicie niebezpiecznego i świecącego gatunku (nie mam zielonego pojęcia jak można wymyślić błyszczenie w słońcu jako wampirzą dolegliwość..rozumiem czosnek czy drewnianie kołki, ale to..).









Cullenowie to niezwykła rodzina wampirów, ponieważ są wegetarianami, czyli nie zabijają ludzi tylko zwierzęta. Dlatego niczym pedofile z lasu mieszkają na zadupiu w lesie. Jednym słowem udowadniają, że nawet będąc wampirem można być łajzą. Co ciekawe ich rodzina składa się z samych par, czyli przyszywani bracia i siostry nie przejmując się opinią publiczną łączą się w pary. Jedynym wolnym osobnikiem w ich iście pięknej rodzince jest Edward (ciekawe dlaczego..). Jeśli do tej pory myśleliście, że mieszkanie do czterdziestki z rodzicami to obłęd to nie poznaliście jeszcze tej cudownej rodzinki.
Edward ma 109 lat i nadal mieszka z rodzicami, a do tego jakbyście się jeszcze nie domyślili jest prawiczkiem. Pomimo usilnych prób Belli, która żeby w końcu się z nią przespał musiała się z nim hajtnąć w wieku osiemnastu lat.
Głową rodziny Callenów jest lekarz Carlisle Cullen. W rodzinie jest jeszcze jego żona Esme Cullen, mięśniak Emmett, jego lafiryndowska i zołzowata dziewczyna Rosalie, przewidująca przyszłość Alice oraz jej chłopak Jasper o wyrazie twarzy świadczącym, że coś go boli (może świadomość, że żyje pod jednym dachem z Edziem..).
Jak na wampiry przystało są cholernie bogaci. Co z Edziem czytającym w myślach (oprócz w myślach Belli rzecz jasna..choć ona i tak wierzy mu..) i wyrocznią Alice wcale nie było trudne.


Lecz dość już o Cullenach przecież do trójkąta, który wszyscy znamy potrzeba jeszcze Jacoba. Jacob Black (on naprawdę ma na nazwisko czarny?) jest rok młodszy od Belli i zakochany w niej od piaskownicy, w której się razem bawili. Lecz ''Księżyc w nowiu'' nie byłby częścią Zmierzchu gdyby i Jacob nie miał mrocznej tajemnicy. Jako, że w drugiej części Edward perfidnie porzuca główną bohaterkę ta wpada w bezdenną rozpacz (jakby nie mogła znaleźć sobie innego wampira..) i postanawia żyć na krawędzi żeby spotykać swojego urojonego martwego eks. Zbliża się do uradowanego zniknięciem błyszczącego wampira Jacoba, który ze względu na swój własny sekret zaczyna się od niej z powrotem odsuwać. Bella jednak jak na wścibską nastolatkę przystało odkrywa tajemnicę swojego przyjaciela. Jest on bowiem wilkołakiem (cóż za niespodziewany zwrot akcji..). I jako wilkołak ku radości wszystkich obcina włosy i z niewiadomych powodów wciąż biega pół nago. Tak oto dochodzimy do znanego wszystkim trójkąta pomiędzy wampirem, a wilkołakiem. Czyli odwieczni wrogowie walczą o względy jednej niewyżytej nastolatki. Oczywiście mamy także trójcę złych wampirów, które chcą zabić główną bohaterkę. W pierwszej części Cullenowie zabijają Jemes'a, w drugiej wilkołaki rozrywają na strzępy Laurenta, a w trzeciej łączą siły by pokonać Victorię i jej armię nowonarodzonych. Jeśli myśleliście, że to już koniec to nic bardziej mylnego, ponieważ Volturi - oficjalna rada wampirów jest wściekła na brak zaproszenia na ślub Belli i Edwarda (z kolei Jacob jest wkurzony za to, że je otrzymał..). Oczywiście podczas podróży poślubnej Bella i Edward wpadają. Najwyraźniej nie uważali na biologii.. To skutkuje narodzinami Reenesme (cóż za kreatywna zbitka imion..) i śmiercią Belli. Oczywiście jeśli już myśleliście, że będzie kolejną Tris to się przeliczyliście, ponieważ Edzio ratuje swą żonę ugryzieniem prawdziwej miłości zmieniając ją w wampira. Potem zmagają się z Volturi, którym pewien ktoś naskarżył na głównych bohaterów przerywając ich mające trwać wieczność szczęście. Jacob stawia się alphie, bo ''wpoił się'' (skąd Mayer wytrzasnęła to określenie?! Z reklamy środków przeciw komarom?) w córkę Belli i Edwarda. Na końcu oczywiście wszystko kończy się pokojowym i bezkrwawym happyendem jak na książki o wampirach przystało. Zaraz? Co?! To już Batman zabił więcej osób niż wampiry ze Zmierzchu. Wiecie co po przerobieniu sagi Zmierzch chciałam zmienić nazwisko na van Helsing i kupić parę dobrych urywaczy głów. Niestety na allegro ich nie sprzedają.




Jak widać na załączonym obrazku nawet nasz lamiasty Jace nie jest fanem Zmierzchu. A wy co sądzicie? Lubicie sagę Zmierzch, czy może już kupiliście urywacz głów?
                                                            Niech hate będzie z wami!
                                                                Imperatorka Hatewalker
                                                                    

wtorek, 26 lipca 2016

Szczerze o ... Malowanym człowieku



„Malowany człowiek” to pierwsza część Cyklu Demonicznego autorstwa Petera V. Bretta. Akcja powieści rozgrywa się w świecie wykreowanym przez autora. Niby byłby to normalny świat, gdyby każdej nocy ludzkość nie musiała stawiać czoła wychodzącym z otchłani demo
nom. Dzielą się one na różne rodzaje i odmiany. Są wielkie skalne, latające wichrowe, ogniste, drzewne itd.  Od śmierci mogą chronić jedynie runiczne znaki, które malowane są przez Patronów Run lub zwykłych mieszkańców w celu zabezpieczenia domostw. Trzymają one poczwary z dala od zwierząt lub osadników. Jeżeli jednak kolejność run zostanie źle zachowana lub zostaną one zakryte lub zmazane magiczna bariera znika, a każde żywe stworzenie zostaje pożarte przez potwora. Na szczęście wraz ze wschodem słońca, demony wracają do otchłani, by powrócić po zmroku.

Fantastyczny świat składa się z nielicznych „Wolnych miast” . Są one chronione kamiennymi murami i ulicami, a przy bramach osadzeni są strażnicy, przez co obecność demonów jest znikoma. Mieszkają w nich zazwyczaj posłańcy, książęta, minstrele, patroni, lub bogatsza ludność. Tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na takie luksusy. Dlatego większość mieszka w słabo strzeżonych wsiach, zbudowanych zazwyczaj z drewnianych domostw, strzeżonych przez słupy runiczne. Czy są one trwałe? Na pewno nie, skoro w jednej chwili ognisty demon, może spalić budynek, a w następnej chwili przetrawić jego lokatorów. Jednakże ludzie nie przejmują się tym i żyją dalej.

Na samym początku książki mamy okazje poznać pierwszego z głównych bohaterów – Arlena Balesa. Jest to mały, zagubiony chłopiec, mieszkający ze swoją matką i ojcem. Jednak pod  wpływem późniejszych wydarzeń, zmienia się on diametralnie. Kiedy ginie jego matka ( to nie jest spoiler) a on zmuszony jest patrzeć na tchórzostwo ojca, postanawia uciec z domu. Kieruje się do wcześniej poznanego posłańca Reagena, z którym zostaje na trochę dłużej. Dorosły zabiera Arlena do jednego z wolnych miast- Fortu Miln. Zapewnia mu tam „dach nad głową”, wyżywienie oraz wykształcenie. Dzięki temu otwierają się jego drzwi na świat. Jeśli chodzi o samą postać Arlena, imponuje mi on swoją samodzielnością i dokładnością działań. Zawsze ma wszystko przemyślane. Ma jednak bardzo słabe mniemanie o ludzkości, z tego powodu, całe życie trzyma się sam. Zawsze liczy tylko na siebie,  a jego postać owiana jest legendą. Jednakże jest w nim coś, co sprawia, że chcę się zagłębiać historię tego samotnego, oznaczonego życiem człowieka, nazywanego przez wszystkich Naznaczonym.

Kolejnym głównym bohaterem wł. Bohaterką jest Leesha. Młoda dziewczyna zmagająca się z wyrodną matką, przyszłym mężem Garedem oraz kobiecymi problemami. Również mieszka ona w małej wsi, Zakątku Drwali, gdzie jej ojciec prowad
zi drukarnie. Po tym jak rodzicielka postanawia od razu wydać dziewczynę za mąż w chwili kiedy nadejdzie jej pierwsze krwawienie, ona dostaje okres. W tym momencie niegotowa na małżeństwo, ani tym bardziej na wiążące się z tym rodzicielstwo dziewczyna, ucieka do niesympatycznej zielarki Bruny. Na jej szczęście zostaje przygarnięta , i od tej pory, uczy się jak odbierać porody i leczyć chorych. Po paro-letniej nauce zostaje wysłana na wymianę do Angiers. Jest tam ona obiektem drwin ze strony nauczycielki oraz pozostałych uczennic, które wytykają jej „bycie wieczną dziewicą” oraz ciągłe strzeżeniem wianka . Leesha nie przejmuje się tym, bo i tak jest tą najlepszą, i jak sama zauważa „ Nauka zawsze przychodzi jej łatwo ”. Uważam ją za jedną z najbardziej denerwujących postaci w całej książce. Pomijając jej ciągłe niezdecydowanie typu : Iść do łóżka z tym mężczyzną? Urodzić dziecko temu? Wcześniej mogłam stracić dziewictwo…. To naprawdę można znaleźć w niej także pozytywne cechy. Jest zdecydowana, czasami zarozumiała, ale także mądra i skłonna do poświęceń. Prawdziwa kobieca seksbomba.

Ostatnim z trójki bohaterów jest Rojer. Najmłodszy z nich wszystkich, rudowłosy grajek. On również pochodzi ze wsi, mieszczącej się na granicy pomiędzy królestwami. Niestety, przez brak odpowiednich zabezpieczeń, jego rodzina  pozostaje zabita przez demony ( to też nie jest spoiler). Sierotę przygarnia jednak minstrel Arrick Słodka Pieśń, który ma przyjemność przebywać podczas ataku razem z dzieckiem. Po wielu latach, chłopiec staje się sławnym grajkiem, chociaż brakuje mu dwóch palców u ręki ( efekt zabaw z demonami ). Chociaż  Rojer uważa, że każda osoba, która się do niego zbliży, ginie, to on sam  nie ma nic przeciwko pozostaniu towarzyszem walki Arlena. Jego niesamowitym darem jest świetna gra na skrzypcach. Dzięki nim rudy ma moc kontrolowania demonów w zależności jaką muzykę wygrywa. Uważam, że  postać Rojera, jest wyjątkowo sympatyczna. Wychowywał się bez domu, bez rodziny, tylko ze starym pijakiem, na którego musiał zarabiać pieniądze. Odpuszczę mu przez to jego zaliczanie każdej kobiety proponującej mu nocleg.

Nie chciałam aby ta recenzja przejawiała jakiekolwiek spoilery, dlatego jest dość okrojona. Ciekawi mnie czy ktoś tak jak ja nie lubi Leeshy wiecznej dziewicy, albo co myśli na temat Arlena, Rojera i reszty świata wykreowanego przez Petera V Bretta. 

sobota, 23 lipca 2016

Malec!!!


Jak możecie się już domyślić z cudownego tytułu dzisiaj omówimy najbardziej kochany przez wszystkich fanów paring - Malec. Jest to paring oczywiście gejowski, bo jak we wcześniejszym poście wspomniałam wszyscy kochamy gejowskie paringi ;). W Shadowhunters jest to para ratująca ten serial. Szczerze mówiąc myślę, że dzięki nim (i Simonie, który gra na dużo wyższym poziomie niż główni bohaterowie) Shadowhunters otrzymał drugi sezon.

Może na początku wyjaśnię, że Malec to paring naszego ukochanego Magnusa i wrednego (najbardziej dla naszej neonowej marchewki aka Clary, choć w książce był oczywiście dużoooo wredniejszy, nawet groził jej śmiercią ;*) Aleca. Jest to poniekąd zakazana miłość,z dwóch powodów. Pierwszym jest nietolerancja i brak akceptacji homoseksualistów w świecie Nocnych Łowców, a drugim to, że Nocni Łowcy w pewnym sensie pogardzają Podziemnymi (w angielskim brzmi to lepiej -Downworlder ^^). Poza tym Alec nie chce się pogodzić ze swoją ''odmiennością'' i uczuciem, które rodzi się między nim, a Podziemnym. Można powiedzieć, że tych dwóch pochodzi z dwóch odmiennych światów.

Magnus Bane jest nieśmiertelnym czarnoksiężnikiem,
którego matką była kobieta o bliżej nieznanym
imieniu, a ojcem diabeł Asmodeusz. Dokładnie
nie wiadomo ile naprawdę ma lat. Niektóre źródła mówią, że trzysta, inne, że osiemset.. W jego rolę w naszym arcygenialnym serialu wciela się Harry Shum Jr. Jest jedną z nielicznych postaci, które są naprawdę nieźle odwzorowane (nie licząc oczywiście efektów specjalnych, bo z wcześniejszych postów wiecie jak wygląda magia w Shadowhunters). Magnus jest jedną z najbardziej lubianych postaci w książkach. Do tej pory pojawił się w każdej książce ze świata Nocnych
Łowców, a nawet otrzymał własną książkę, która nosi
tytuł ''Kroniki Magnusa Bane'a". Pomimo jego często
dziwnego charakteru i zachowań ma naprawdę wielkie
serce. Udowadnia to liczną pomocą głównym bohaterom
(głównie Alecowi i ze względu na Aleca), ale to jak pragnie
się poświęcić by wydostać swego ukochanego i jego przyjaciół
(w tym też Clary..) ostatecznie ukazuje jego prawdziwe oblicze.




Alec Lightwood jest jednym z najlepszych Nocnych Łowców. Ma wymagających rodziców, których oczekiwaniom stara się sprostać. Jest synem Maryse i Roberta Lightwood. Ma młodszą siostrę dobrze nam znaną Izzy i młodszego brata Maxa. Jest świetnym łucznikiem oraz parabatai Jace'a (nie wiem czemu tak fajny bohater związał się z tak niejafnym bohaterem..). W książce ma osiemnaście lat, jest tym samym starszy od reszty bohaterów dwa lata (nie licząc Magnusa). W serialu musi mieć dwadzieścia, ale nie jestem pewna, bo twórcy tego serialu chyba tego nie wiedzą. Alec jest jedną nielicznych dobrze odwzorowanych postaci i zdecydowanie najładniejszą postacią w serialu (i oczywiście musi być gejem -,-).W jego rolę wciela się Matthew Daddario (tak on jest bratem aktorki grającej Annabeth ;*).




Malec pomimo przeszkód na drodze do szczęśliwej miłości w końcu doczekuje się happyendu. To przecież prawdziwa miłość ;*!!! W sequelu DA możemy się natomiast dowiedzieć, że Malec nadal jest razem (choć nie wzięli ślubu..jeszcze.) i adoptowali dziecko, które jest czarnoksiężnikiem..

Niech hate będzie z wami!

Imperatorka Hatewalker