Suicide Squad czyli jak zrobić z najbardziej niebezpiecznych superzłoczyńców w dziejach legion samobójców..
Ostatnimi czasy miałam problem odnośnie nowej recenzji (czy bardziej ofiary hatehunt). Nie wiedziałam czy ponownie wrócić do ukochanych przez wszystkich Power Rangers, za których to zabrała się Jessabelle (według mnie ocena 4/10 jest stanowczo zbyt wysoka jak na tych mocnych wojowników, którzy tak nawiasem mówiąc należą do uniwersum Marvela) czy zacząć coś zupełnie nowego. Można powiedzieć, że zupełnie przed chwilą przypomniałam sobie o produkcji, która powinna się znaleźć na tym blogu obowiązkowo. Tak więc, nie przedłużając zapraszam was do Gotham City.
Niestety Suicide Squad czy też po polsku Legion Samobójców (po co było to tłumaczyć lamusy?!) okazał się zawieść nadzieje fanów i wzniecić falę opowiadań o romansach Mary Sue z Jokerem lub pamiętników Harley Quinn (szkoda tylko, że pisarki tych ''dzieł'' nie widziały nawet filmu ''Dark Knight'', a braki w wiedzy uzupełniły na Wikipedii..). Podstawowym i kluczowym błędem jaki popełnili twórcy jest postać Jokera. Jeśli nie mieli o nim zielonego pojęcia to po cholerę go umieścili w filmie? Mogli najpierw przeczytać choć jeden komiks z jego udziałem!
Tutaj co robił Joker z Suicide Squadu,
gdy nie raził prądem Harley..
pasować do Jokera...

Joker jest postacią, której dobre odegranie jest niesamowicie trudne, dlatego aktorzy, którzy nie mają pojęcia o psychice tej postaci i nie potrafią jej zrozumieć nie powinni pakować się w rolę zielonowłosego psychopaty. Wcześniej w rolę Jokera wcielało się trzech aktorów i kilku podkładało pod niego głos (najlepiej dokonał tego Mark Hamill, który swoim głosem i śmiechem czyni cuda z mrocznymi animacjami DC). Cesar Romero w serialu z lat 60, w którym Joker i Batman byli raczej śmiesznymi przebierańcami niżeli prawdziwymi komiksowymi postaciami, jednakże Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, dlatego też DC nie stworzyło od razu Batmana, Jokera i reszty takimi jakimi są dziś. Drugim tym razem już filmowym Jokerem został Jack Nicholson, który to już znacznie bardziej przypominał komiksowego klowna i podszedł do roli znacznie lepiej tworząc nawet własną skalę oceny (mówiono później, że coś ma np. 4 w skali Nicholsona), moim zdaniem jednak reżyser tamtejszej ekranizacji o przygodach Batmana nie nadawał się na twórcę komiksowego widowiska, Tim Burton jest znany ze swoich dziwacznych przedstawień w filmach, jest to bardzo korzystne dla genialnie stworzonej ''Alicji w Krainie Czarów'' jednak dla Mrocznego Rycerza i Robina okazało się to zgubne. Trzecim Jokerem, który wyniósł tego antagonistę do zupełnie nowego poziomu był legendarny Heath Ledger, który to zagrał Jokera po prostu genialnie. Nie mogę się przyczepić do niczego w jego roli. Aktor świetnie przygotował się do odegrania antagonisty Batmana, prowadził Dziennik Jokera, gdzie wczuwał się w mocno pogmatwaną psychikę postaci. Zamknął się na ponad miesiąc w hotelowym pokoju zupełnie izolując od świata zewnętrznego, do tego zupełnie zmienił wygląd Jokera, który to sam opracował. W przeciwieństwie do komiksowej wersji nie wpadł on do kadzi z chemikaliami, w której wybieliło mu skórę, zafarbowało włosy i sparaliżowało część mięśni twarzy wywołując upiorny uśmiech, ale uległ on w jakiś sposób wypadkowi w wyniku, którego ma rozcięte usta w typowy chelsea smile oraz nosi ikoniczny makijaż, który tak pokochali fani. Ledger często improwizował, dla przykładu scena z wybuchem szpitala, gdzie pierwsze naciśnięcie przycisku nie zadziałało do końca w rzeczywistości się nie udała, a aktor wiedząc, że nie będzie szansy na powtórzenie sceny improwizował. Do tego filmiki, w których Joker torturuje przebierańców są w całości wyreżyserowane i opracowane przez Ledgera. Cały film ma znacznie lepszy klimat i moim zdaniem jest to najlepsza dotychczasowa ekranizacja przygód Mrocznego Rycerza (tak, wliczając Batman vs. Superman..) i zdecydowanie najlepszy Joker. Niestety w wyniku do dzisiaj niewyjaśnionej tragicznej śmierci Heatha Ledgera nie mogliśmy liczyć na jego powrót w rebocie uniwersum kinowego. Część uważa, że to właśnie rola Jokera doprowadziła do jego przedwczesnej śmierci. Osobliwe jest to, że w Dzienniku Jokera napisał słowa ''Pa! Pa!'', a później znaleziono go martwego. W dodatku Jack Nicholson na śmierć Ledgera powiedział tylko ''Ostrzegałem go."
Jared Leto - nasz nowy Joker (wiadomość z ostatniej chwili! Fanki Biebera masowo przerzucają się na Jareda!) miał więc ciężki kawałek chleba do zgryzienia. Jak nie wypaść gorzej od legendarnego Ledgera czy Nicholsona? Podobno, także przygotowywał się do swej roli. Przeczytał kilka książek o seryjnych zabójcach, ale i to nie pomogło, poza tym pewnie oglądał "Celebryci Mordercy", a nie ''Mechaniczna Pomarańcza''. Tak o to nie wiedzieć w jaki sposób Jared (który gra w zespole, wow.. uwaga! Fanki 1D i 5SOS dołączają do fanklubu Jareda!") wyglądając jak typowy metalowy członek zespołu z lat 80 został nowym Jokerem. Kiedy zobaczyłam Jareda polazłam na premierę Suicide Squad w bluzie z logo z Batmanem licząc, że ten, który także miał tam wystąpić złamie swoją zasadę i ujrzę zielonowłosego Jareda z batarangiem w skroni. Był moment kiedy wszyscy byli pewni, że nie żyje, a ja tańczyłam swój wewnętrzny taniec szczęścia, niestety w ostatniej tak bardzo przesłodzonej scenie, że niedobrze się robi Jared powrócił, a ja wściekła wyszłam z kina.
Harley Quinn przeżyła podobnie jak większość swój debiut na ekranie. Margot Robbie nie była pierwszą aktorką wytypowaną do tej roli, ale patrząc na Jokera to ona była tą lepszą z ich dwójki. Nie miała ona tradycyjnego stroju Harley, ani tego, który miała ona w komiksowym Suicide Squad, nad czym ubolewam, ponieważ została ona ucharakteryzowana na wzór Jareda Leto, a moim zdaniem w charakteryzacji z gry ''Batman: Arkham Knight'' wyglądałaby znacznie lepiej i może bardziej jak Harley Quinn, a nie gwiazdeczka z ''mroczniejszego'' filmu Disneya. Co do samej postaci i jej krótkiej genezy ukazanej na ekranie uważam, że mogłaby być znacznie lepsza, ale na to wpływ ma także Joker, który w filmie tym jest po prosu porażką na całej linii. Podstawową kwestią jest wrzucenie Harley do kadzi z chemikaliami, w większości komiksów nie występuje ten wątek, a była pani doktor maluje na biało tylko twarz, a jej włosy nie są w kolorach przedstawionych w filmie (blond jest bardziej wpadający w złoto, a końcówki lub połowicznie farbuje ona na; czerwono, czarno czy zielono, ale na pewno nie jest to różowy i niebieski!). Do tego Harleen została tam przedstawiona jak głupiutka zakochana nastolatka, a nie silna, pewna siebie kobieta jaką jest w komiksach, którą miłość do Jokera z początku przeraża, a później wciąż upiera się, że go leczy. Nie było nawet słowa o tym jak ciężko Harleen pracowała by osiągnąć swoją karierę, ani o tym, że jej ojciec był w więzieniu, a film określił ją tylko jako popieprzoną sukę.
Deadshot, w którego wcielił się Will Smith z wyjątkiem tego, że zwykle nie jest on czarnoskóry był zagrany naprawdę nieźle i na jakimś poziomie w przeciwieństwie do takiego Jareda (to, że twoje imię zaczyna się na tę samą literę co Joker nie znaczy, że możesz go grać! To nie ''Batman vs Superman'' , gdzie walka ''gladiatorów'' kończy się przyjaźnią, gdy dowiadują się, że ich matki mają tak samo na imię!). W serialu ''The Flash'' zrobiono właściwie to samo z Kid Flashem, który w komiksach był białym rudym nastolatkiem, a w serialu jest czarnoskórym studentem i przyszywanym bratem Flasha (od kiedy to do brata mówi się wujku?). W przeciwieństwie do Harley Quinn Deadshot zaliczył już swój pierwszy aktorski występ w serialu ''Arrow'', gdzie moim zdaniem był obok Deathstroke jednym z najlepiej odwzorowanych antagonistów. Historia Deadshota była naprawdę nieźle ukazana w filmie, zwłaszcza relacje z córką, które nawet mocniej niż w serialu były zaznaczone, a jest to ważna część tej postaci.
Kapitan Boomerang jest no cóż.. Niby ma nas bawić jego chamskie zachowanie i fetysz do jednorożców, ale w praktyce jest on raczej takim drugoplanowcem, który może sobie jednocześnie być i może go jednocześnie nie być. Jednym słowem nie jest niezastąpiony. Kapitana Boomeranga, który w komiksach jest wrogiem Flasha (ten wątek w filmie przynajmniej został zachowany i przez kilkanaście sekund mogliśmy podziwiać nowego Flasha, chodź moim zdaniem serialowy znacznie bardziej by pasował do tej roli.. a jego nowy kostium jest głupawy..) można zobaczyć w serialu ''Arrow', gdzie jest wrogiem Zielonej Strzały (co przeczy komiksom, ale jak wiemy filmowcy traktują komiksy jak szwedzki stół, a nie scenariusz..). Ukazane postacie w filmie i serialu są swoimi kompletnymi przeciwieństwami, dlatego dość trudno rozstrzygnąć, który z nich był lepszy.
.png)
Diablo to postać, która podobnie jak Deadshot i Enchantress została odwzorowana naprawdę dobrze. Jego historia zajmuje tyle miejsca ile powinna i szczerze powiedziawszy dużo chętniej obejrzałabym film skupiający się na tej postaci i jej przeszłości niżeli o Harley Quinn. Niestety ginie w ogniu (serio? spalić kolesia, którego supermocą jest ogień? To może od razu zamrozimy Killer Frost, albo utopimy Aquamana?) zamiast zielonowłosego Jareda, który to powinien się tam znaleźć zamiast niego.
Killer Croc to moim zdaniem bardziej wypełniacz niżeli prawdziwa postać. Z jego historii wiemy jedynie, że uległ wypadkowi (bo nikt z nas by się przecież tego nie domyślił, prawda?) i tyle.. Żadnych relacji rodzinnych.. nic. To już Joker, który jest najbardziej tajemniczą postacią w historii komiksu ma w Suicide Squad bogatszą opowieść, a przecież nawet nie jest członkiem Task Force X.. W wersji rozszerzonej możemy się dowiedzieć, że nasz zabójczy krokodyl zjadł kozę, którą potem na wpół strawioną zwrócił w samolocie tylko po to by zjeść ją ''ze smakiem'' ponownie. Szczerze powiedziawszy dobrze, że tą scenę wycięto, bo akurat jadłam orzeszki.
Slipknot jest ostatnim formalnym (czytaj tym co ma bombę w głowie) członkiem Suicide Squad. Wiemy o nim tyle, że świetnie się wspina. Potem wybucha nim zdołamy się o nim dowiedzieć czegokolwiek więcej. Tej postaci nawet nie można ocenić, to tak jakby się chciało ocenić grę aktorską strażnika, którego zjada killer croc.
Amanda Waller, w której rolę wcieliła się Viola Davis jest podobnie jak jej komiksowy wzór wredną, bezlitosną dążącą po trupach do celu silną kobietą, która odpowiada za stworzenie Task Force X. Zaliczyła ona już swój aktorski występ w serialu ''Arrow'', gdzie właściwie była bardzo podobna do postaci filmowej Amandy. Myślę, że obie odwzorowania są na dobrym poziomie, a postać jest coraz bliżej komiksowego wzoru.
Podsumowując Sucide Squad to nie to czego się spodziewałam. Film miał duży potencjał, którego nie wykorzystał. Romans Harley Quinn i Jokera to klęska. Wielowątkowość filmu sprawia, że widz nie wie w którą stronę kierować oczy i komu właściwie kibicować. No bo kto jest tym złym w filmie o samych złych? Wiele postaci wbrew pozorom było naprawdę dobrze odwzorowanych, ale wysuwające się na pierwszy plan te słabe zakłócały nam ogólny widok filmu. Postać Jokera - coś na czym wszyscy się skupili tak na dobrą sprawę jest jedną z głównych przyczyn, jeśli nie główną porażki filmu, który gdyby losy potoczyły się inaczej, a Heath zdobyłby godnego następcę mógłby stanąć do walki z produkcjami Marvela takimi jak ''Avengers'' czy ''X-mani'', natomiast obecnie może stanowić konkurencję jedynie dla Deadpoola, którego budżet był kilkanaście razy mniejszy niż Suicide Squad.
A wy co sądzicie o Suicide Squad? Czy dla was to też prawdziwy Legion Samobójców?
Niech hate będzie z wami!
Imperatorka Hatewalker